Czytamy etykiety – dlaczego warto?
Czytanie etykiet robi się coraz bardziej popularne, zwłaszcza jeśli chodzi o produkty spożywcze. Jeśli nadal zastanawiasz się czy warto zaprzątać sobie tym głowę to odpowiadam krótko – zdecydowanie! Nie pozostając jednak gołosłowną, przygotowałam listę 7 zalet, jakie niesie za sobą wprowadzenie w życie tego nawyku.
1. Będziesz robić bardziej racjonalne zakupy
Twoje zadanie – kupić keczup.
Z pozoru to proste – wystarczy pójść do sklepu, włożyć produkt do koszyka i za niego zapłacić. Sprawa jednak nieco się komplikuje, gdy stajesz przed półką i nagle okazuje się, że kierownik sklepu miał gest i oferta to już nie 1 czy 2, ale 10 różnych keczupów.
Nie ma lekko, musisz dokonać szybkiej selekcji:
- o, ten jest najtańszy, po co przepłacać? keczup to keczup…
- zaraz, zaraz, tego używała ta aktorka z mojego ulubionego serialu…
- aha! tego producenta znam, musztardę ma znakomitą! keczup pewnie też…
- a może ten obok, ma zdecydowanie najładniejsze opakowanie…
- nie, nie… biorę ten co zwykle, przecież był całkiem ok…
Brzmi znajomo, prawda?
Niestety, nie są to najlepsze przesłanki do zakupu. Aby wybór był racjonalny, czyli logiczny i rozsądny, powinnaś brać pod uwagę te właściwości, które są najbardziej istotne. W przypadku produktów spożywczych są to:
- skład
- wartość odżywcza
oraz te mniej ważne, ale nadal istotne:
- data przydatności do spożycia
- kraj pochodzenia
- producent
Te, oraz inne cenne informacje, znajdziesz właśnie na etykiecie.
Wartości smakowe, cena, wygląd i poręczność opakowania, referencje od znajomych, nasze indywidualne upodobania – jasne, to również warto mieć na uwadze, ale są to sprawy drugorzędne.
Jak zatem wybrać ten nieszczęsny sos pomidorowy?
Musisz porównać etykiety wszystkich dostępnych opcji, wybrać ten najlepszy i voilà, zadanie wykonane! Łatwiej powiedzieć niż zrobić? Weźmy się zatem do roboty i porównajmy dwa produkty.
„Ketchup Parczew”
składniki:
woda, koncentrat pomidorowy (odpowiada 144g pomidorów na 100g produktu), cukier, ocet, sól, substancje zagęszczające (acetylowany adypinian dwuskrobiowy, guma guar, guma ksantanowa, mączka chleba świętojańskiego), ekstrakty przypraw, aromaty, regulator kwasowości (kwas cytrynowy), substancje konserwujące (benzoesan sodu, sorbinian potasu), przeciwutleniacz (kwas askorbinowy)
wartość odżywcza na 100g produktu:
- wartość energetyczna: 414kJ/99kcal
- białko: 1,2g
- węglowodany: 24g
- tłuszcz: 0,3g
Głównym składnikiem tego keczupu jest woda – to ona znajduje się na pierwszym miejscu listy, dopiero później wymieniony jest koncentrat pomidorowy.
Zerknij na ilość pomidorów użytą do jego produkcji – w przypadku keczupu ważne jest, aby to właśnie pomidorów było w nim najwięcej. Ten wykonano ze 144g pomidorów na 100g produktu. Dla zachowania odpowiedniej konsystencji dodano aż 4 różne substancje zagęszczające.
Produkt zawiera także 2 substancje konserwujące, regulator kwasowości i przeciwutleniacz.
Sporo składników, ale cóż, najwidoczniej nie tak łatwo zrobić z wody gęsty sos pomidorowy.
„Ketchup Roleski”
składniki:
pomidory (205g na 100g ketchupu), cukier, ocet spirytusowy, sól, przyprawy
wartość odżywcza na 100g produktu:
- wartość energetyczna: 396kJ/91kcal
- tłuszcz: < 0,5g
- w tym kwasy tłuszczowe nasycone: < 0,1g
- węglowodany: 20g
- w tym cukry: 19g
- białko: 1,7g
- sól: 2,3g
Lista składników jest krótka i konkretna. Na pierwszym miejscu znajdziesz pomidory – 205g na 100g produktu (aż o 61g pomidorów więcej niż w “Ketchup Parczew”).
Keczup nie zawiera substancji zagęszczających, konserwantów, aromatów, regulatorów kwasowości i przeciwutleniaczy. Swój smak i konsystencję zawdzięcza dużej ilości pomidorów i przyprawom. Ma także niższą wartość kaloryczną i mniejszą zawartość węglowodanów (w tym cukru).
Zauważ, że jego producentem jest rodzinna firma z całkowicie polskim kapitałem.
Opisane wyżej keczupy to tylko przykłady – w sklepie znajdziesz zarówno lepsze jak i gorsze od nich. Chciałam jedynie pokazać, że takie porównanie pozwala ci szybko dostrzec, które składniki stanowią bazę produktu (pomidory, cukier, ocet, sól, przyprawy), a które są zbędnymi dodatkami (zagęstniki, konserwanty, aromaty, przeciwutleniacze, regulatory kwasowości).
Podsumowując, po przeanalizowaniu etykiet wybierasz ten produkt, który ma najlepszy skład, czyli jak najwięcej bazowych i jak najmniej dodatkowych składników.
A tutaj znajdziesz przepis na domową wersję keczupu.
2. Zmniejszysz wydatki na żywność
Wydatki na żywność potrafią pochłonąć znaczną część domowego budżetu. Jednorazowe może i nie robią takiego wrażenia, ale gdy podliczysz je w skali miesiąca to wyjdzie z tego całkiem konkretna kwota.
Z danych zebranych przez GUS wynika, że 25-30% wszystkich opłat to te związane z jedzeniem i piciem. Wiadomo, jest to średnia i u jednych rodzin będzie to mniej a u pozostałych więcej.
Dobra wiadomość jest taka, że wydatki te możesz ograniczyć. Dzięki nawykowi czytania i analizowania etykiet nabierzesz pewności oraz motywacji do wprowadzenia takich zmian jak:
unikanie produktów słabej jakości
Doprecyzujmy – produkty słabej jakości to: produkty wysoko przetworzone, mocno zakonserwowane lub takie, w których składniki z oryginalnej receptury zastąpiono tańszymi odpowiednikami.
Jasne, takie produkty mogą dłużej leżakować na magazynie, są bardziej odporne na temperaturę, światło i wilgoć, ładnie pachną i wyglądają, subtelnie smakują, są łatwe w przygotowaniu i wydają się być tanie.
Niestety, ceną, jaką płacimy za korzystanie z tych udogodnień jest nasze zdrowie. Sztuczne dodatki nie tylko zastępują miejsce naturalnym składnikom, ale spożywane w większej ilości mogą przyczyniać się do rozwoju chorób dietozależnych – nadciśnienia, cukrzycy, otyłości, chorób serca czy różnego rodzaju alergii pokarmowych.
W Polsce ponad połowa rejestrowanej zachorowalności, chorobowości, niepełnosprawności, przedwczesnego inwalidztwa i zgonów, w tym przedwczesnych, jest przede wszystkim konsekwencją chorób powstających na tle wadliwego żywienia, nieodpowiedniej jakości zdrowotnej żywności oraz zbyt niskiej aktywności fizycznej. Należy tu przede wszystkim wymienić: choroby układu krążenia, nowotwory żywieniowozależne, np. rak jelita grubego, żołądka, trzustki, przełyku, piersi u kobiet, prostaty u mężczyzn, otyłość, zaburzenia gospodarki lipidowej, cukrzycę insulinoniezależną, osteoporozę oraz alergie pokarmowe i chorobę trzewną.
To może być dla Ciebie zaskoczeniem, ale sklepowe półki uginają się pod ciężarem podobnej „żywności”.
Z powodzeniem więc możesz:
- wyrzucić ze swojego jadłospisu: jogurty i serki smakowe, smarowidła kanapkowe, margaryny i miksy tłuszczowe, płatki śniadaniowe, kostki rosołowe i inne przyprawy ze wzmacniaczami smaku, zupy i dania w proszku (w tym także kisiel i galaretki), mrożone fast foody, słone i słodkie przekąski, napoje gazowane.
- ograniczyć lub całkiem wyeliminować i zastąpić zdrowszymi zamiennikami: białą pszenną mąkę, cukier, rafinowane oleje, sól kuchenną, mleko UHT, sklepowe wędliny i przetwory mięsne.
ograniczenie jedzenia na mieście
Jedzenie w restauracjach czy barach kosztuje cię więcej, niż przygotowywanie posiłków w domu. Cena wybranego dania, coś do picia, koszty obsługi, napiwek i zbiera się całkiem niezła kwota. Najważniejsze jest jednak to, że jedząc coś na mieście w większości przypadków nie masz żadnej kontroli czy możliwości sprawdzenia z czego został przygotowany posiłek. Jednego możesz być jednak pewna – nie są to produkty najwyższej jakości.
Jeśli kiedykolwiek zdarzyło Ci się obejrzeć takie programy jak „Kuchenne Rewolucje” z Magdą Gessler czy „Kitchen Nightmares” z Gordonem Ramsayem to pewnością wiesz jak dużą fantazję mają kucharze:
- przepalony tłuszcz
- tanie zamienniki ociekające chemią
- mieszanki gotowych przypraw, które przy ziołach nawet nie stały
- zupy z proszku
- wszechobecne mrożonki sprzed pół roku
- odgrzewanie dań w mikrofalówce
To tylko niektóre z niecnych sposobów restauratorów na to, żeby podawać posiłki szybciej i taniej.
Bądźmy ze sobą szczerzy – nie dotyczy to tylko hamburgerów, gofrów, frytek czy innego jedzenia z kategorii „fast food”. To samo dzieje się z „normalną” żywnością, która na pierwszy rzut oka wygląda na zdrową a wcale taka nie jest.
Oczywiście, są wyjątkowe lokale i okazje, które warto uczcić obiadem czy kolacją poza domem. Jednak na co dzień rachunek jest prosty – mniej śmieciowego i wysoko przetworzonego jedzenia oraz stołowanie się w domu to jednocześnie niższe opłaty za żywność.
3. Rozwiniesz swoje zdolności kulinarne
Wyrzuciłaś już niepotrzebne produkty więc pewnie zastanawiasz się – czym je zastąpić Poniżej zamieściłam parę propozycji. Wzbogacą one Twoją kuchnię o nowe smaki a Ty zyskasz cenną wiedzę na temat ich właściwości oraz sposobu użycia:
- warzywa i owoce (znasz już jarmuż, bakłażana, rukolę czy szparagi?),
- skiełkowane nasiona,
- warzywa strączkowe (np. soczewica, ciecierzyca),
- orzechy (najpopularniejsze to ziemne i włoskie, ale warto też spróbować nerkowców, brazylijskich czy macadamia),
- ziarna (np. pestki dyni, słonecznika, siemie lniane),
- kasze i zboża (np. jaglana, gryczana, pęczak, amarantus, komosa),
- pełnoziarniste mąki z różnych zbóż zamiast zwykłej mąki pszennej,
- olej kokosowy czy klarowane masło w miejsce rafinowanych olejów,
- zdrowsze zamienniki białego cukru (np. syrop klonowy, daktylowy, melasa czy ksylitol),
- zioła i naturale przyprawy, zamiast zwykłej soli wypróbuj himalajską lub morską
Zdrowa żywność jest czasem trudno dostępna, ale nie jest z tym aż tak źle. Popularne rzeczy dostaniesz w zwykłym, osiedlowym markecie. Biedronka czy Lidl znacznie poprawiły ostatnio swoją ofertę w tym temacie. Po część będziesz musiała się udać do specjalistycznego sklepu. Jeszcze inne kupisz przez internet.
Niektóre z produktów będziesz mogła zrobić w domu z podstawowych składników:
np. masło, jogurt, twaróg, majonez, ketchup, mieszanki przypraw, smarowidła kanapkowe, kisiel owocowy, budyń, zdrowe słodycze, chleb na zakwasie.
Dzięki temu zyskasz podwójnie – otrzymasz najlepsze jakościowo produkty oraz posiądziesz umiejętność własnoręcznego ich wyrabiania. Wyobraź sobie tylko minę swojej teściowej, gdy dowie się, że sama pieczesz chleb…
4. Zaczniesz wracać do swojej naturalnej wagi
„Od jutra jestem na diecie!”
Każda z nas marzy o zrzuceniu paru kilogramów tu i ówdzie. Tak aby nie mieć kompleksów w sezonie wakacyjnym lub po prostu – żeby poczuć się lepiej. W przypływie euforii bierzesz zatem mocne postanowienie – „od jutra będę ćwiczyła przed telewizorem z Chodakowską i przestrzegała super diety”.
Z naszą silną wolą jednak różnie bywa – dieta i ćwiczenia to nie bułka z masłem. Wymagają sporo wysiłku i poświęcenia. Nic dziwnego, że często kończą się porażką – wygodna kanapa i paczka ciastek są znacznie bardziej kuszące i łatwiejsze do zdobycia.
A co jeśli zamiast od razu rzucać się na głęboką wodę zaczniesz od czegoś prostego, nie wymagającego fizycznego wysiłku? Tak prostego jak… zgadłaś, jak czytanie etykiet!
Gdy wykreślisz ze swojej listy zakupów słabe jakościowo, niesłużące Twojemu zdrowiu i kondycji produkty, Twoja waga prawdopodobnie sama zacznie lecieć w dół. Zmieniając swoje żywieniowe nawyki zaczniesz wracać do naturalnej wagi.
5. Zyskasz dodatkową broń w walce z reklamami
Usłyszysz je w radiu podczas wizyty u fryzjera lub w telefonie od nieznajomego numeru. Zobaczysz w telewizji w przerwie serialu, tuż przed seansem kinowym lub podczas przeglądania sieci. Robiąc zakupy, spacerując po mieście a nawet korzystając z bankomatu.
Lubisz reklamy?
Możesz ich unikać lub starać się je ignorować, ale to nie załatwia sprawy. Świat nie stoi w miejscu – reklamy są coraz sprytniejsze, bardziej zakamuflowane i przemycane coraz to nowymi kanałami.
Co możesz z tym zrobić?
Zacznij czytać etykiety. Najlepiej produktów spożywczych, które wydają się być przeznaczone dla dzieci.
Nie ma lepszego sposobu na poznanie prawdy o reklamach – o tym jaki jest ich cel, komu służą i jak głęboka przepaść jest pomiędzy tym co mówią a rzeczywistością. Im dłużej będziesz to praktykowała tym Twoje zaufanie do reklam będzie malało.
Dzięki temu skutecznie uodpornisz się na reklamy i nawet jeśli jakaś do Ciebie dotrze to w najgorszym wypadku wywoła jedynie uśmiech politowania.
Przykład? Przyjrzyjmy się nieco bliżej tej reklamie jogurtu Danone „Ale Owoc”:
A teraz weźmy kubeczek i sprawdźmy skład (smak brzoskwiniowo-waniliowy):
mleko, cukier, brzoskwinie 7,5%, śmietanka, skrobia modyfikowana, mleko w proszku odtłuszczone, aromaty (naturalny aromat waniliowy), żywe kultury bakterii jogurtowych, laska wanilii 0,015%
wartości odżywcze na 100g produktu:
- energia: 366kJ/87kcal
- tłuszcz: 1,8g
- w tym kwasy nasycone: 1,3 g
- węglowodany: 14,3 g
- w tym cukry: 12,5 g
- błonnik: 0,2 g
- białko: 3,2 g
- sól: 0,12 g
- wapń: 120 mg
Na pierwszym miejscu w składzie, jak to w jogurcie być powinno, znajduje się mleko. Jednak zaraz za nim pojawia się cukier. I to nie mało – w przeliczeniu na całą porcję jest go 18,75g czyli prawie 4 łyżeczki. Najnowsze wytyczne WHO sugerują ograniczenie spożycia cukru prostego do mniej niż 5% dziennego zapotrzebowania na energię, co w przypadku dziecka 4-6 letniego wynosiłoby ok. 17,5g cukru na dzień. Zauważ, że kubek jogurtu zawiera go więcej.
Samych owoców jest w produkcie niewiele, jedynie 7,5%. Dla zagęszczenia dodano do niego skrobię modyfikowaną i mleko w proszku. Nie świadczy to dobrze o jakości jogurtu, gdyż za jego konsystencję powinny odpowiadać czynnie pracujące bakterie jogurtowe. Producent nie wymienił w składzie jakie to bakterie, a to dość ważna informacja. Nie wszystkie z wielu szczepów bakterii mlekowych mają działanie probiotyczne, czyli wpływające korzystnie na nasze zdrowie.
Na koniec – powiedz sama, czy sucha bułka i jogurt “ale Owoc” to według ciebie pożywne i zdrowe śniadanie? To właśnie próbuje ci zasugerować powyższa reklama, ale znając skład produktu jesteś odporna na takie zakusy.
Kup jogurt naturalny, ulubione owoce, dodatki i zrób dziecku domowy jogurt owocowy. Najlepiej w ramach podwieczorku czy deseru. A na naprawdę pożywne śniadanie dla przedszkolaka możesz wybrać którąś z licznych propozycji Ani i Asi np. pyszną jaglankę, placuszki owsiane z dynią, pastę na kanapki z zielonego groszku. A może skorzystasz z którejś z propozycji Agnieszki i zrobisz większą porcję, także dla innych domowników?
6. Wyrobisz u swoich dzieci cenne nawyki
Dzieci uczą się naśladując zachowania widziane na co dzień u swoich najbliższych. To, w jaki sposób rozmawiasz z innymi, bawisz się, spędzasz wolny czas, jak reagujesz w trudnych sytuacjach jest bacznie obserwowane i rejestrowane przez parę małych oczu i uszu.
To co ląduje na twoim talerzu nie jest tutaj wyjątkiem. Twoje nawyki żywieniowe to nawyki twojego dziecka. Nie oczekuj, że zje ono ze smakiem buraka zagryzając go brokułem, kiedy ty obok niego wcinasz pizzę. To tak nie działa. To ty musisz być przykładem.
Jeśli sama będziesz się odżywiała zdrowo i nauczysz tego swoje dzieci – istnieje duża szansa na to, że i one jako dorośli będą w ten sposób się odżywiać. Stanie się to dla nich naturalne – nie będą znały innej opcji.
Zdrowe nawyki to w dużej mierze proste, codzienne czynności – jedzenie śniadania, picie wody zamiast gazowanych napojów, duże ilości warzyw i owoców do wyboru, unikanie słodyczy, chipsów itp. Bardzo cennym nawykiem jest także nauczenie dziecka w jaki sposób wybierać w sklepie produkty, skąd wiedzieć, które są dobre a które nie. Tutaj najlepszym narzędziem jest właśnie czytanie etykiet.
Wydaje ci się, że tak proste rzeczy niewiele znaczą? Mama chłopca przedstawionego w poniższym filmiku pewnie też tak myślała…
Powiesz, że takie rzeczy dzieją się w Ameryce, że u nas nie ma tego problemu. Wiesz jednak, że 22% dzieci w polskiej szkole ma nadwagę?
Już ponad 22 proc. dzieci i młodzieży w wieku 9-18 lat boryka się w Polsce z nadmierną masą ciała (nadwaga lub otyłość), a ponad 8 proc. ma niedowagę. Szacujemy, że blisko 80 proc. dzieci w wieku szkolnym żywi się nieprawidłowo. W efekcie, z jednej strony powszechne są u dzieci i młodzieży niedobory witamin C, D i E, wapnia, żelaza, magnezu, cynku czy kwasu foliowego, ale z drugiej strony w ich diecie występuje nadmiar cukru, tłuszczu i soli. A trzeba pamiętać, że nadmiar tych trzech ostatnich istotnie zwiększa ryzyko chorób przewlekłych, również u dzieci i młodzieży.
Nie pozwól, żeby to było twoje dziecko.
7. W końcu zaczniesz działać!
Każda podróż zaczyna się od małego kroku.
Stawiasz przed sobą różne cele, wyzwania – zmiana wyglądu, pracy, remont mieszkania, prowadzenie własnego bloga… Pomysł wydaje się świetny, jednak ciężko zabrać się do jego realizacji. Sama dobrze wiem, że na początku trudno jest się zmusić do działania. Gdy zadanie nas przerasta, wymaga od nas wysiłku i poświęcenia a na efekty trzeba trochę poczekać, aż chciałoby się powiedzieć: po co mi to? i odłożyć pomysł do szuflady.
Warto jednak chociaż spróbować – kiedy postawisz już pierwszy krok, nawet bardzo mały, później jest lepiej i łatwiej postawić kolejne.
Podobnie jest ze zdrowym odżywianiem.
Wszystkie tego pragniemy, ale jest z tym związane tyle aspektów, że aż sama nie wiesz od czego zacząć. Kiedy zobaczysz, że coś tak prostego jak nieco dokładniejsze przyglądanie się zakupom spożywczym daje rezultaty to siłą rozpędu i pozytywnego nastawienia zaczniesz wprowadzać kolejne zmiany.
Może dzięki temu wyeliminujesz z diety te produkty, które mają dużo cukru? A może zdecydujesz się w wolnej chwili zrobić masło domowej roboty? Zamienisz płatki śniadaniowe na owsiankę z owocami? Zaczniesz piec chleb? Przemalujesz swój stary rower na miętowo i w końcu z przyjemnością pojedziesz na nim do pracy?
Podsumowanie
Myślę, że teraz nie masz już żadnych wątpliwości – etykiety warto czytać. Stosowanie tego nawyku przynosi wiele korzyści. Musisz jednak pamiętać, że nie jest to lek na całe zło. To nie jest tak, że dziś uzbrojona w lupę udasz się na zakupy a jutro obudzisz się chudsza, bogatsza, piękniejsza i zdrowsza.
Na to potrzeba czasu. Od ciebie samej zależy ile.
Droga do zdrowszego stylu życia tylko wydaje się być prosta i łatwa. Czasami jednak prowadzi pod górkę i pełna jest zasadzek – ulubiony baton spogląda na ciebie tęsknie pod kasą, zapach frytek z McDonalda kusi z kilometra a znajomy częstuje colą. I co tu robić? Po zerknięciu na skład rób to, co podpowiada ci sumienie. To Ty masz wybór, etykieta to nie wyrocznia a jedynie drogowskaz. Pamiętaj, że okrężna droga także wiedzie do celu. Ważne by go mieć i ruszyć w drogę.
Masz własne przemyślenia odnośnie czytania etykiet? Któreś wymienione przeze mnie korzyści sprawdziły się także w twoim przypadku? Pisz śmiało w komentarzach.
Jeśli zainteresował cię ten temat to już niebawem na blogu ukaże się 2 część wpisu, dotycząca bardziej praktycznej strony czytania etykiet.
Zapisz się na newsletter i bądź zawsze na bieżąco.
Wesprzyj autora
Jeśli doceniasz moje wysiłki i uważasz, że to, co robię, jest przydatne, możesz okazać swoje wsparcie, stawiając mi kawę.
Taki gest będzie dla mnie nie tylko miłym podziękowaniem, ale także silnym sygnałem, że warto kontynuować i rozwijać dalej tworzenie podobnych treści.
Dziękuję!
Czytanie etykiet jest coraz popularniejsze. A co z czytaniem etykiet i ulotek leków? Czy czytacie etykiety leków? Ja staram się czytać. Nie raz nie wzięłam, nie kupiłam z powodu składu. Nie zgadzam się z dodatkiem tlenku tytanu jako barwnik do wielu tabletek. Nie zgadzam się na dodawanie etanolu do składu syropów dla dzieci.
Gdzie są eko aktywiści? Dlaczego leki dla niemowląt nie produkuje się w mniejszych pojemnościach butelek. Antybiotyk po otwarciu może być przechowywany tylko 7 dni. Małe dziecko dla którego dawki są o wiele mniejsze nie wykorzysta mniej niż połowę butelki. Reszta idzie do utylizacji. Czy nie jest to marnotrawtso i bezsensowne zatruwanie środowiska? Po co farmaceuci dodają rakotwórcze barwniki do tabletek? Dla kogo ma znaczenie jaki kolor ma tabletka którą trzeba połknąć.
Masz rację, w przypadku leków jest to również bardzo ważny nawyk. Niby nie spożywa się ich w takiej ilości jak jedzenia, ale jeśli jest taka możliwość warto wybrać taki z lepszym składem. Przede wszystkim warto uważać na suplementy diety!
Czytanie etykiet to dzisiaj taki „must-have” jeśli chodzi o zdrowe odżywianie. Ja sama nie zawsze mam czas, ale staram się ile mogę. Przyłączam się do prośby Damiana o drugą, praktyczną, część wpisu.
Postaram się 😉
Od długiego czasu zwracam uwagę na etykiety i wiele produktów, które wcześniej kupowałam teraz nawet na nie nie spoglądam 😉 Wszystkie pomidorowe przetwory itp. kupuję z Primo gusto bo te mają bardzo dobry skład. A u nas w domu wszyscy jesteśmy pomidorowi szczególnie dzieci uwielbiają.
Lista takich „zaufanych produktów” to super sprawa, sam mam taką i często z niej korzystam! Trzeba tylko co jakiś czas profilaktycznie rzucić okiem na skład czy przypadkiem nie uległ zmianie.
Niestety producenci mają to do siebie, że lubią grzebać w składnikach.
Jeśli zamienią jakiś składnik na zdrowszy lub usuną ten słaby to na opakowaniu pojawiają się fanfary i pieśni pochwalne. W drugą stronę.. no cóż, już nie są skorzy do chwalenia się.
Oddzielną kategorię produktów stanowią tzw. „marki własne” (np. „Pilos” z Lidla czy „Kraina mięsa” z Biedronki) gdzie z dnia na dzień może zostać zmieniony nie tylko skład, ale także producent.
Bardzo ciekawy i wartościowy post. Czekam na 2 część 🙂
Damian, serdeczne dzięki za miły komentarz!
W drugiej części pokażę „czytanie etykiet” od bardziej praktycznej strony. Jak szybko przeanalizować skład, które informacje z etykiety są cenne a które to tylko czysty marketing, pod jaką postacią może kryć się w produkcie cukier, które tłuszcze są szkodliwe, a które niekoniecznie i wiele innych, cennych wskazówek.
Ze swojej strony mogę polecić jeszcze dołączenie do newslettera – w ten sposób na pewno nie przegapisz nowych wpisów 😀